niedziela, 21 lutego 2016

22.




Idziemy w ciszy zimnym korytarzem, a ja zastanawiam się czy Dean ma rację. Czy Will naprwadę boi się, że przypomnę sobie, jak bardzo kochałam Dean'a i zapomnę co czuję do niego?  W pewnym sensie mogę go zrozumieć. Też boję się tego co będzie po wszystkim...
  Tylko, że on nie wie, że ja już kiedy jestem z Dean'em zapominam co do niego czuję. Póki co nie połączyło nas nic romantycznego, z wyjątkiem jego wyznań. Tylko, że kiedy go widzę... Kiedy Dean mnie dotyka, nie chcę, żeby przestawał. Czy to możliwie, że kocham go podświadomnie od samego początku? Może jesteśmy sobie przeznaczeni i o takim uczuciu nie da się zapomnieć?
  W trakcie moich rozmyślań zdążyliśmy już wejść do naszej kwatery. Chcę odprowadzić małego do łóżka, kiedy Dean mnie zatrzymuje.
- Ja się tym zajmę. - Kiwam tylko głową i opadam na fotel stojący w rogu. Jestem wykończona.
  Kiedy Dean zajmuje się Andy'm myśli wciąż tłuką się w mojej głowie. W dodatku zżerają mnie wyrzuty sumienia. Jak mogłam tak postąpić? To co zrobiłam nie wydaje się być w porządku. To nie jest w pożądku, ani w stosunku do William'a ani Dean'a.
  Podciągam nogi pod brodę i oplatam je mocno rękoma. Właśnie w takiej pozycjii znajduje mnie Dean.
- Hej. - podnoszę wzrok, jednak dalej nie mogę spojrzeć mu w oczy, więc naczynam się bawić swoimi palcami.
- Mały juz śpi?
- Taa. Wiesz, musisz mu więcej tłumaczyć. On jest mądry. I silny. Poradzi sobie.
- To nie jest dobry pomysł. Za dużo już przeszedł. Nie chcę go niepotrzebnie martwić.
- Wiesz, że przydałby ci się ktoś, z kim mogłabyś o wszystkim porozmawiać? - taaa, myślę. Póki co, nie mam nikogo takiego. I muszę bardzo pilnować, tego co chcę powiedzieć, bo jak dotąd to niegdy nie kończy się dobrze. - Wcześniej ja byłem to osobą. - Mówi Dean pod nosem, jakby bardziej do siebie. - Ekhm, więc Will twierdzi, że zdołał cię przekonać. - Oznajmia Dean, ale ja mu nie odpowiadam. - Tak właśnei myślałem. Znam cię.
  Dean nie mówi tych słów w gniewie. Czyżby się poddał? Zmuszam się, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Czyli już się pogodziłeś? Z tym, że i tak poddam się elektrowstrząsom?
- Nie. Dalej uważam, że to zły pomysł. I zamierzam cię przekonać tylko nie wiem jeszcze jak. Ale coś wymyślę. Możesz być tego pewna.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz, żebym to zrobiła? - dopiero teraz uświadamiam sobie jak wielkie ma to znaczenie. Nie dziwię się, że Doktor wpadł na ten pomysł razem z panią Prezydent. To ja jestem twarzą rebelii. Bezemnie ludzie nie chcą walczyć. To ja im daję siłę. - Wiesz, że ludzie mnie potrzebują? - Dean spuszcza wzrok, co potwierdza moje przypuszczenia. - Muszę to zrobić, choćby dla nich.
- Sylvio. Nie obchodzą mnie inni. Oni sobie poradzą. - Dean kuca przy mnie, tak, żeby jego twarz znajdowała się na wysokości mojej.
- Nie mów tak. A co jeśli nie?
- Jakoś to przeżyjemy. Do tej pory sobie radziliśmy. - Właśnei widać jak sobie radzili. Ci wszyscy ludzie zamknięci w zakładach. Wcześniej odrzucałam od siebie te myśli, teraz jednak obrazy wdzierają się do mojej głowy. Nie mogę ich opuścić.
- A co z tobą? Nie chcesz, żebym sobie przypomniała? Żebym przypomniała sobie ciebie?
  Jego twarz wykrzywia grymas, jakby ciężko mu było odpowiedzieć.
- To nie tak. - cichnie na chwilę. Kiedy nie mówi nic przez chwilę, żądam wyjaśnień.
- Więc jak? Wytłumacz mi, o jakoś nie mogę znależć w tym sensu.
- To nie jest tego warte, rozumiesz? Chcę, żebyś sobie wszystko przypomniała, ale nie w taki sposób. Nie chcę, żebyś... Jeśłi masz cierpieć, tylko po to, żebyś pryzpomniała sobie o mnie... Znajdziemy inny sposób. Nawet, jeśli nie, to jakoś sobie poradzimy. Najwazniejsze jest, że jesteś tu. Ze mną. I jesteś bezpieczna.
  Otwieram szeroko buzię ze zdziwienia. Musi mnie kochać naprawdę mocno

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz